Miesięczne archiwum: październik 2014

Do niektórych dróg trzeba dorosnąć… vol. 1

Kilka lat temu, wspinając się na Kołoczku w Podlesicach, widziałam chłopaka, który sapiąc walczył na jakiejś dziwacznej drodze. Przewieszona komino-przerysa, raptem kilka metrow, ale wyglądała kosmicznie, Po kilkunastu minutach chłopak wygramolił się na półkę kończącą trudności i dysząc jak parowóz wyrzucił z siebie:
– O ja pier…ę, (pięć wdechów i wydechów), ku… mać, (pieć wdechów i wydechów), nigdy więcej…
Droga nazywała się Komin Gwoździa – „najtrudniejsze VI+ na wschód od oceanu”.
Później widziałam jeszcze kilka jego przejść (w tym os Flowera). Wszystkie miały jedną cechę wspólną – każdy wspinacz, który wyszedł na pólkę zachowywał się podobnie i podobnymi słowami wyrażał (względną) radość z załojenia.
Będąc na etapie zafascynowania przerysami ze dwa lata temu powiesiłam tam wędkę, żeby sprawdzić na własnej skórze z czym to się je. Komin, jak wiekszość przerys charakteryzował się jedną cechą: z niego się nie spadało – na nim się umierało.

Dwa tygodnie temu odwiedziłam jurę. Plan był czysto sportowy – poprawa rp. Niestety półtorej miesiąca bez wspinania letniego dało się we znaki. W tym miejscu chciałabym zaznaczyć iż nieprawdą jest, że tak stoisz jak się trzymasz 😉 Trzymało się super. Tylko te stopnie jakieś małe… I buty ciasne…
W związku z tym będąc w sobotę w Podlesicach zaczelam rozważać powrót na Komin. Chodziłam pod drogą, oglądałam, żołądek się ściskał, wycieczka w krzaki, znowu pod drogę i tak przez pół godziny.
– To co, wstawiasz się? – pyta Kamila
– No… W sumie… Chyba…
– Ale na wędkę?
– Nie, pójdę z dołem od razu.
– Jesteś pewna???
… Oczywiście, że nie jestem. Ale tego na głos nie powiem.
– Spróbuję.
Przegląd sprzętu. W oczy rzuca się brak hexów. Trudno, trzeba sobie radzić. Wiążę się do liny i ruszam na spotkanie z przygodą. Dolny odcinek zaskakująco prosty. Restuję pod właściwym kominem. „Raz kozie śmierć” i wbijam się w trudności. O dziwo – jakoś się idzie. Dochodzę do zwężenia gdzie komin zamienia się w typową przerysę, zakładam frienda i… koniec pomysłów. Kombinuje, wierce się, przesuwam 10cm w górę i za chwilę 10cm w dół. Do półki mam pół metram i kompletną dziurę w głowie. Jedyny pozytyw jest taki, że od włóczenia się po Tatrach wzrosła wytrzymałość – na luzie schodzę na ziemię. Podejście pierwsze zakończone fiaskiem.
Pół godziny później wydaje mi się, że coś wymyslilam. Zabawa od nowa: dolny komin, trzy wdechy, górny komin do przerysy. Tłumek pod drogą z zainteresowaniem patrzy co się dalej będzie działo. Ku ogólnemu rozczarowaniu – działo się niewiele. Lina przyblokowana nogą, trochę szarpaniny, jakieś smentne próby. 30cm do góry i prawie spadłam. Grzecznie znowu schodzę na dół. Mija czas…
Kręcę się po skałach w poszukiwiu hexa. Friend w wapieniu nie budzi wystarczającego zaufania we mnie. W koncu udaje mi się znaleźć ekipę, która pożycza brakujący sprzęt. Zadowolona próbuję się przekonać, że z taką asekuracją mogę walczyć do końca.
Akt trzeci. Wbijam się drogę, wymieniam frienda na hexa i próbuję wyjść. Zainspirowana filmami ze stanów testuję nowe kliny: dwie ręce razem. Ni chu chu. Prawie spadam. Schodzę na półeczkę między kominami.
– Dobra, albo umrę, albo polecę….
– Okeeeej – Kamila wykazuje ogromną cierpliwosć w asekurowaniu. Po chwili dociera do mnie, że pominęłam jedną możliwość.
– No… Albo zrobię…
Wchodzę w trudności. Wychylam się z komina i wrzucam nogę nad głowę. Cześć i chwała amerykańskim filmom. Ciągnę z nogi mozolnie przesuwając się o centymetry i… Ręka trafia na klamkę. „Jak dobrze!”, ale entuzjazm szybko mija. W nienaturalnej pozycji nie moge długo uwisieć, łapią mnie skurcze, a oczami wyobraźni widzę w ilu miejscach złamię nogę jak spadnę. Ta myśl okazuje się budująca. Walcząc o każdy centymetr powoli wychodzę na półkę. Kiedy na niej siadam czuję ulgę. Dyszenie poprzecinane słowami powszechnie uznanymi za wulgarne. Rozumiem wszystkich, którzy tu doszli. Nawet nie mam siły się cieszyć. Pilnuję tylko żeby nie spaść z łatwej góry. Stanowisko. Wreszcie.

Są takie drogi, których zrobienie nie cieszy. Cieszy myśl, że już robić nie musisz.
Komin Gwoździa VI.2+ HP RP, 1. Kobiece przejście, Tata, Podlesice

Ps. Dziękuję Kamili za wytrwałość, Pawłowi za sprzęt i wiarę w epilog, podczas gdy dla mnie była to tylko kolejna próba 😉 oraz ekipie spod Dziewicy za brakującego hexa. Wszystkie mięśnie bolały mnie przez trzy dni 😉