Miesięczne archiwum: grudzień 2015

Amerykanskie anegdotki

Ice climbing family
Jedną z najwspanialszych rzeczy związaną z Lodowym Pucharem Swiata jest to, że ludzie, którzy spotykają się na kolejnych imprezach nie są swoimi wrogami czy rywalami. Fakt, podczas startu konkurujemy ze sobą, ale przed/po – jesteśmy przyjaciółmi. Dzięki temu  jeśli pojawia sie jakis problem – zawsze można liczyć na wsparcie. Najlepszym przykładem było odbudowanie ściany w Bozeman, którą kilka tygodni temu zdewastowal huragan. Przy wsparciu finansowym wszystkich zainteresowanych oraz ogroooomnej pracy społeczności Bozeman – ściana powstala na nowo.

image

bozeman climbing wall 2014

image

bozeman climbing wall 2015

Kolejnym wydarzeniem potwierdzającym moją tezę o wielkiej lodowej rodzinie jest ceremonia wręczeniu nagród. Do finału awansowało dziewięciu mężczyzn (8 miejsce ex aeqo zajęte przez dwóch wspinaczy). Nagrody przewidziane byly tylko dla ósemki. I tak Locha, który zajął właśnie ósmą pozycję wyciągnął na środek młodego Szwajcara – Yannicka, któremu start nie poszedł najlepiej i który zajął ostatnie, dziewiąte miejsce. Wyciągnął go, bo jak sam później mówił: „uważalem, że powinien byc tam z nami.” Niby nic, a jednak…
Innym przykładem moze byc moja podróż. Do Bozeman leciałam na tydzień aby na spokojnie przetrawic zmianę strefy czasowej. Dwudniowy samotny nocleg okazal sie zbyt kosztownym przedsięwzięciem, więc zaczęłam rozpytywac wśród znajomych, czy ktos mógłby mi uzyczyc choćby skrawka podłogi na ten czas. Dzieki Joe’mu, głównemu organizatorowi, wylądowałam w super-hiper-ekstra-wypasionym hotelu przeznaczonym dla wszystkich oficjalnych gosci. W miedzyczasie dostalam jeszcze kilka innych propozycji. Pierwszy raz lecialam nie do konca zorganizowana, a jednak ze spokojem, ze wszystko bedzie dobrze.

Nerwobole psychy
Gdzies nad oceanem Atlantyckim zaczely dopadac mnie przedstartowe stresy. Byl nawet moment mocno kryzysowy z serii: „co ja tu w ogole robie? Przeciez odstaje od reszty o cale lata swietlne. Do Bozeman przyjezdzaja praktycznie sami najmocniejsi zawodnicy – a ja co? Ani wytrzymalosci, ani chudej dupy…”. Tu nieoceniona pomoca okazala sie rozmowa z Ola, ktora od miesiaca mnie trenuje. Dobry trener nie tylko dba o fizyczne przygotowanie zawodnikow, ale takze o ich nastawienie, wypoczynek, odzywianie – slowem o caloksztalt tworczosci.
Nie bede przytaczac dokladnie, co uslyszalam od  Oli. Starczy jak powiem, ze podroz i pierwszy dzien w USA byly ostatnimi chwilami, w ktorych sie czymkolwiek stresowalam. Pozniej przyszedl ogromny spokoj i przekonanie, ze jest dobrze, a bedzie lepiej.

image

Organizacja to podstawa
Wiedzac, ze jedzenie w USA jest dla standardowego sportowca niejadalne – wszyscy podeszli bardzo powaznie do oficjalnego obiadu podczas otwarcia imprezy. Wiadomo bylo – najesz sie teraz albo nigdy. Schabowy, salatka, jakas masa ziemniaczanopochodna. Blyskotliwoscia wykazal sie Valek – z oficjalnego jedzenia wynieslismy do domu 9 kotletow, ktore staly sie podstawa naszej diety nastepnych dni. Poza tym impreza otwarcia – standardowo. Duzo gadania, przedstawienie zawodnikow, muzyczne show w wykonaniu lokalnej indianskiej spolecznosci oraz wielki festyn sprzetu. Z festynu wrocilam z torba czapek czolowych firm outdoorowych. Teraz tylko sie zastanawiam czy na granicy nie bede musiala sie tlumaczyc, ze nie jestem dealerem kapeluchow, tylko „tak jakos wyszlo”, ze mam ich ze soba okolo 14….

image

Zawody, zawody i po zawodach
Eliminacje byly slabe. Za to polfinal… Po polfinale wreszcie mialam poczucie dobrze wykonanej roboty. Wiadomo bylo, ze z wytrzymaloscia jeszcze slabo, ale cztery tygodnie przed Korea to wystarczajacy okres, zeby sie poprawic. Plusem dla mnie okazalo sie ulozenie polfinalowej drogi damskiej na bardziej przewieszonym panelu. Ratujac sie fizycznie plecami a mentalnie wiara we wlasne sily – udalo mi sie zajac dobre, pietnaste miejsce. O czasowkach nie ma co sie rozpisywac. Haki na wieloryby stworzone specjalnie dla mnie przez Rzeszowska Kuznie Szpeju okazaly sie fantastyczne. Tylko wieloryb nie chcial wspolpracowac. Bywa.

image

Wschodnio-europejskie wsparcie
Nie wiem czemu, ale to wlasnie rosyjsko-ukrainski team jest tym, z ktorym najlepiej mi sie zyje. Pomoc, jaka dostaje od Przyjaciol ze wschodu, jest naprawde ogromna. Zaczynajac od podstaw zyciowych i wspolnego mieszkania, idac przez dyskusje sprzetowe, porady treningowe, kolejne zaproszenia na wspolne wspinanie, a konczac na takich drobiazgach jak pomoc w nauce rosyjskiego. Ludzie sa naprawde niesamowici. Poza tym posiadaja ceche, ktora bardzo cenie – chec pomocy komus, komu naprawde zalezy.

Zmiany, zmiany, zmiany
Spokoj zrodzil we mnie kilka zmian. Przede wszystkim po raz pierwszy byla we mnie potrzeba samotnosci za oceanem z tym wszystkim. Poza moja rodzina i przyjaciolmi – nie chcialam sie dzielic na fb niczym zwiazanym ze startem. Nie dlatego, zebym uwazala, że nie ma o czym mówić. Tym razem po prostu przyjęła zasadę, że co się wydarzyło w Bozeman – zostanie w Bozeman i wsrod ludzi, ktorzy w tym uczestniczyli. Tym bardziej, ze nawet gdybym chciala – chyba nie umialabym przekazac tego wszystkiego, co dzialo sie w ciagu ostatniego tygodnia. Ten krotki zbior roznych przemyśleń musi wystarczyc.

image

A co dalej?
Dalej praca. Ciezka praca.

image

Fot. M. Ostrowski

W bagazu swiezo zakupione chwyty rosyjskie i koreanskie, na szybko zorganizowany dwutygodniowy oboz treningowy w Charkowie, gdzies po drodze swieta i czas dla rodziny i przyjaciol. A przede wszystkim radosc i spokoj. Your home is where your heart is. Dobrze byc w domu.

image