Miesięczne archiwum: marzec 2016

Zróbmy sobie raj

Prolog
– to co, może jakis wspin w przyszłym tygodniu?
– no… Ja to za bardzo nie mogę. Wyjeżdżam do Warszawy w poniedziałek wieczorem.
– ale po co?
– bo we wtorek o 15 wylatuje na tygodniowe wakacje…
– gdzie?
– do Tel Awiwu…
– GDZIE????

image

Wstęp
Budzę się rano. Ciemno jak w du… u murzyna. Po ostatnim tygodniu picia i nie sypialnia mam życiowego kaca. „Gdzie ja jestem?”. Pod plecami wyczuwam jakaś miękka kanapę. Powoli budzą się do życia te dwie szare komórki, które posiadam. ” Aaa, no tak, Tel Awiw, mieszkanie Ofira, wakacje”. Leżę, słucham muzyki. Nagle rolety zaczynają się podnosić. Pełna elektronika, widocznie Ewa z Ofirem też się obudzili. Do salonu wpada światło. Wstaje, robię sobie herbatę, biorę fajki i wychodzę na taras. Jest 23. marca, na oko +15 a ja siedzę i patrzę na miasto i na słońce. „Zapowiada się przygoda życia”

image

image

Rozwinięcie
Przedzieramy się z Ewą przez miasto. „Trzeba było założyć krotkie gacie” krytykuje swój wybór odzieży, bo słońce zaczyna coraz mocniej przygrzewac. Ewa prowadzi mnie przez uliczki z pewnością doświadczonego przewodnika. Docieramy do morza i kierujemy się w stronę Jafy – starego miasta. Głowa lata mi na boki i staram się nie przepuścić żadnego szczegółu mijanych po drodze budynków.
– kiedy my ostatni raz byłyśmy razem na wycieczce? Chyba z dziesięć lat temu – śmieje się Ewa
– nieee, z cztery lata temu byłyśmy na majówkę w Lubieniu na działce u Twojej mamy – również się śmieje
– a tak! I trzymalam Ci kierownice bo otwieracz do piwa był przy kluczykach do auta i otwieralas mi piwo zapalniczka – przypomina Ewa
Uśmiecham się do naszych wspomnień.

image

image

image

***
Idziemy boso po plaży, wieje przyjemna bryza, co jakiś czas fale obmywaja nam stopy. W przerwie na fajce siadamy na murku przy plaży i podziwiamy trójkę ćwiczących chłopaków. Opalone, wyrzeźbione ciała – aż miło popatrzeć. Po chwili jeden podchodzi, bez pytania dotyka mojego bicka, uśmiecha się „najs!”. Gadka-szmatka, wymiana kontaktów na FB i luźne umówienie się na imprezę.
– podryw na bicka, to mi się jeszcze nie zdarzyło – śmieje się razem z Ewą.

image

image

Po calodniowym spacerze i kolacji siedzimy wieczorem w trójkę ogladajac film. Z zewnątrz dochodzą hałasy miasta. Miasta, które nigdy nie śpi. Zapowiada się dobra zabawa cały tydzień.
***
Stoję w kolejce do toalety. Po lewej stronie pisuary. Do jednego sika Batman, do drugiego Robin Hood. Z toalety wychodzi Królewna Sniezka. Nie, nie jestem naćpana. Po prostu trafiłam do Tel Awiwu na żydowskie święto Purim. Ludzie mają religijny obowiązek dobrej zabawy (i picia!). Tradycyjnie zaś przebierania się. Im bardziej odjechany strój tym lepiej. Dlatego facet przebrany za baletnice wzbudza duży entuzjazm. Do domu wróciliśmy około siódmej rano zahaczajac po drodze całodobowe śniadania. Nie wiem kto wpadł na pomysł takiej knajpy, ale tu, w Tel Awiwie, byl to strzał w dziesiątkę.

image

image

***
Kolejne dni mijały na włóczeniu się po mieście, docenianiu słońca, życia, pogody, wieczornych imprezach. Mam takie przekonanie, że każdy człowiek (a zwłaszcza Polak) powinien raz w życiu udać się na wycieczkę do Tel Awiwu. By zrozumieć, ze w życiu chodzi o cos więcej niż płacenie podatków. By zrozumieć, że można się cieszyć życiem, a nie tylko umartwiać. By zrozumieć, że można mieć dystans i śmiać się z siebie. Te kilka dni tam sprawiły, że doceniam świat na nowo. Doceniam ludzi, doceniam przyrodę. Zaczynam rozumieć określenie „Ziemia Obiecana”. Mieszkańcom Tel Awiwu po prostu nikt nie mówił, ze w tym życiu ziemskim mają cierpieć. Oni cieszą się tym, co mają. Są życzliwi dla siebie i dla innych. Bo wiedzą, że życzliwość daje więcej niż wrogosc.

image

image

image

image

image

image

Zakończenie
Siadam na miejscu kierowcy. Dopasowuje odległość fotela, lusterka i już chce ruszać. Siegam do skrzyni biegów i… Szok.
– Ofir, jak się obsługuje automat???
– Masz nacisnac pedal i zmienić bieg na D – tłumaczy Ewa
– który pedal???
– hamulec
– no wciskam i nic, nie da się zmienić…
– Kochanie, jesteś pewien, że hamulec? – Ewa pyta Ofira
– tak, tak, hamulec
– no to wciskam i ciągle nic… Na pewno nie gaz?
– nie, nie, mówi, że hamulec
– nooo, hamulec, taki guzik i zmiana biegu – wtrąca Ofir nie przerywając pracy
– jaki znowu guzik??? Ewa, widzisz tu jakiś guzik??? Aaaa! Ze na drążku guzik!… O Jezu! Ono samo jedzie!!!
Po kilku kilometrach się przyzwyczajam. Ofir siedzi z tyłu i stara się pracować, my z Ewą z przodu. Słońce, muzyka… Prowadzę auto w Izraelu. Jedziemy na pustynię na zakończenie tej pięknej eskapady. Wieczorem mamy samolot, więc trzeba zdążyć obrócić. Śmieje się, Ewa się śmieje. Gdyby ktoś mi jakiś czas temu powiedział, że w ramach urodzin będę spacerować po izraelskiej pustyni – w życiu bym nie uwierzyla. A tu Panie cuda, istne cuda! Tydzien w Tel Awiwie należy do moich top 5 wyjazdów. Nie samym wspinaniem człowiek żyje.
Ewa, Ofir – dziękuję!

image

image

image

Wspomnienia poprzedniego lata

Byl taki moment, gdy dni mijaly powoli i leniwie. Potem nagle nastapila zmiana w rzeczywistosci i ktos podkrecil tempo na maksa. I dorzucil  jeszcze naped rakietowy zeby bylo jeszcze szybciej.
Ani sie czlowiek obejrzal, a tu juz kalendarzowa zima minela. Mimo to: ciemno, zimno i do domu daleko. O ile czas w rzeczywistosci zaczal mi umykac, o tyle w internecie wrecz przeciwnie – zatrzymal sie w miejscu. Blog sie przykurzyl co nieco: tu jakis klaczek, tam jakas pajeczynka. Czas na drobne porzadki.

Lato 2015 minelo pod znakiem wspinania w Sokolach. Kompletnie nie wiem, jak to sie dzieje, ale albo w sezonie w ogole tam nie bywam, albo wspinanie koncentruje sie na granitowych skalach okolic Jeleniej Gory. Glownym motorem napedowym licznych wyjazdow byla potrzeba powspinania sie na wlasnej. Dodatkowa motywacja stal sie element rywalizacji: udzial we Wroclawskiej Lidze Tradowej, w Sokolikowym Big Wall maratonie oraz pomniejsze zaklady popelnione po zbyt duzym spozyciu alkoholu.

image

Czesc pierwsza – rozruch
Byl jakis koniec maja. Standardowo – drugi etap kursu AKG odbywal sie w Sokolikach. W tak zwanym „miedzyczasie” zgadalam sie z kolega instruktorem – Wojtkiem (uwaga! lokowanie produktu! rocodromo.pl 🙂 ) na jakies latwe rysowanie. Ja mialam checi, on mial sprzet – zapowiadalo sie niezle 😉 Odhaczylismy kilka klasykow i umowilismy sie na kolejny wyjazd – tym razem wspinaczkowy, a nie szkoleniowy.

image

Czesc druga – Wroclawska Liga Tradowa
Z polowa czerwca wystartowaly towarzyskie zawody organizowane przez WKW. Pomysl okazal sie bardzo trafny – tak udanego sezonu na wlasnej w Sokolikach sobie nie przypominam. Tegoroczne lato sprzyjalo pierwszym powtorzeniom drog, wartosciowym przejsciom, duzej ilosci wypitego browaru oraz wzrostu umiejetnosci tolerowania nieziemskiego upalu. Byly takie dni, gdzie jakiekolwiek lezectwo uprawiac dalo sie w dwoch porach: do 10:00 lub po 18:00. W zaleznosci od motywacji chodzilo sie na pierwsza i/lub druga zmiane a w miedzyczasie odwiedzalo sie salon odnowy biologicznej: bobrzanskie aqua centrum.

image

Czesc trzecia – za kazdym dobrym przejsciem stoi dobry partner
I tak wspinajac sie z Wojtkiem kazde z nas mialo swoje sukcesy. Moim bylo pierwsze kobiece, a chyba trzecie lub czwarte powtorzenie przerysy: Niesajzowa Rysa. Niby 2+, ale wlasciwie nie wiadomo. Rysa jak rysa. Przejscie odbylo sie o godzinie 21:40 tak pi razy dupa. Poprzedzone dobrym obiadem, luznym podejsciem, bo partner zabral wszystko i piwem po, ktore takze zostalo na gore wniesione przez Wojtka. Jego celem z kolei byla Sekretna Rysa – VI.4. Tu pomoca okazala sie moja dobra pamiec: co, gdzie i jak na drodze trzeba robic.
Dobry partner we wspinaniu to podstawa.

image

Czesc czwarta – Tatrzanskie alpiniady
W przerwie miedzy jednym roboczym dniem a drugim udalo sie kilka razy takrze wspiac w Tatrach w tym – dla mnie po raz pierwszy – na Slowacji. Historyjki te nie nadaja sie do opowiadania przez wzglad o dbanie o dobry wizerunek zainteresowanych. Grunt, ze byly to kolejne cudowne tatrzanskie wspinaczki.

image

Czesc piata – Big Wall Maraton w Sokolikach
Noooo… to byla epopeja, przynajmniej w moim wykonaniu. Teoretycznie bez napinki, ale plan dopracowany. Jak kazdy plan oczywiscie w trakcie ulegal korektom. Bieganie od jednej drogi do drugiej, jakaś fajka w przerwie, świetne prowadzenie Wojtka na Klimku i trochę mniej świetne moje na Osadzie. Na tabor wróciłam słaniając sie na nogach. Było piwo, była kielba, były wyniki. Dla mnie dość zaskakujące. Nie dość żeśmy wygrali w swojej kategorii, zajęliśmy drugie miejsce w kategorii open to zlamalismy barierę czterocyfrowego wyniku. Szal ciał.

Podsumowanie
Sezon 2015 był naprawde ok.
A 2016 już się zaczął, ale o tym w następnym odcinku.

image