Byliśmy jak narkomani, którzy właśnie wciągnęli dobra działkę. Oczy rozszerzone, gębą się nie zamyka, humory wyśmienite.
– Ty, ale widziałaś na jakim luzie??? Ja pierdole,Borys, nie spodziewałem się, że wciagne najtrudniejszy ruch z Arymana na początek sezonu!
– No widziałam, widziałam. Ja też nie sądziłam, że porobie wszystkie ruchy na Małym Therionie na dzień dobry i to na takim luzie!
– A ten Twój patent z wejsciem w podchwyt? No kurde! Patrzyłem jak robisz i myślę – coś może na bloku przytrzymałem, ale patrzę za chwilę, cofasz się żeby jeszcze raz zrobić to wydałem Ci specjalnie trochę luzu i widzę – na spokojnie!
– Ja też się zdziwiłam! Wiesz, dla mnie to był najtrudniejszy ruch do tej pory, a teraz jakoś tak… siadło!
– Chyba pierwszy raz sie czegoś od Borysa nauczyłem. No nie wpadlbym żeby na skrócie sięgać. Wiesz – jakieś skrobanie, jakieś podhaczki… i nic nie gra.
– ja tylko raz spróbowalam tam normalnie sięgnąć, widziałeś, i od razu mi ten skrot przyszedł do głowy. Ale jaka lekkość w tym dociągnięciu!
Wracaliśmy do auta. Marcin opowiadał różne historyjki, ja się zasmiewalam. I w głębi duszy przepełniala mnie euforia. Na wspinanie szłam jak na ścięcie. Z pylica od kurzu rawianskiego, zmęczona przekrecaniem chwytów na panelu, nieszczęśliwa z powodu braku telefonu i kontaktu z kimś, na kim mi zależy.
A wracalam jak feniks odrodzony z popiołów.
Byliśmy jak narkomani: nacpani endorfinami, serotonina i dopamina. Snujacy wizję, wspominając historyjki, cieszący się z tego, co tu i teraz. Zaskoczeni tym, ze tak mozna. Dla mnie minął rok, dla Marcina półtora. A cieszyliśmy się jak dzieci.
Coś pękło, strach zniknął, niepewność zmieniła się w swego rodzaju ekstazę.
Oboje odkryliśmy coś na nowo. Ale nowe było inne. Nowe było lepsze. Nowe dostarczalo więcej satysfakcji. Nowe dostarczalo więcej motywacji.
Balam się, że te czasy nie wrócą. Teraz, będąc na haju, nie potrafię myśleć o niczym innym.
Wróciło. Lepsze. Weselsze.
Jakby ktoś jednym ruchem włączył jakiś przycisk: klik! I zaskoczyło. Nawet nie, raczej wybuchło. A wybuch dostarczył takiej energii, o której nawet nie myslelismy.
Byliśmy jak narkomani: na pełnym haju.
Dobrze znowu to poczuć.